To z internetu, więc nie jestem do końca pewna czy o to chodzi.
18. Dla dziennikarza liczy się umiejętność pisania lub przekazywanie informacji. Nie wystarczają jednak one aby być dobrym dziennikarzem. Praca dziennikarza jest bowiem służbą – zawodem zaufania publicznego, podobnie jak praca nauczyciele czy lekarza. Nie wystarczą więc dyspozycje psychiczne jako kwali9fikacje „pozamoralne”. Trzeba zdobywać cnoty, gdyż bez nich nie są możliwe działania moralne. Św. Tomasz z Akwinu pisał, że: „w postępowaniu ważna jest sprawność, znajomość rzeczy i dokonanie nakazów prawa natury, inaczej mówiąc naturalne dyspozycje należy usprawnić tak, aby stały się cnotami”. Jest to pomoc w sprawnym działaniu, porządkowaniu obiektywnego dobra. Istnieje konieczność oparcia o zasady moralne. Są to cnoty podstawowe: roztropność sprawiedliwość męstwo umiarkowanie pokora
Roztropność Co to znaczy być roztropnym? Być roztropnym to znaczy być najpierw mądrym. Czy mądrość to wiedza? Tak, ale nie tylko! Jest umiejętnością właściwego wyboru. Mądrość to dar Boga i dzieło ludzkiego wysiłku. Roztropności trzeba się uczyć. Człowiek roztropny to ten, kto sprawnie rozumuje, przewiduje i rozważa. W tym celu należy ćwiczyć pamięć. Jest to bowiem okazja do usprawnienia umysłu, który potrafi oceniać dobro i zło. Roztropność sprawia, że człowiek osiąga prawdziwą znajomość ludzi. A dziennikarstwo oparte jest o relacje międzyludzkie i stąd dla dziennikarza roztropność jest niezbędna! Roztropność w poszukiwaniu wiedzy i informacji to umiejętność KOGO PYTAĆ? i JAK PYTAĆ? nie dać się spacyfikować. Być przygotowanym z kim rozmawiać i o czym. Roztropność oznacza pamięć na rzeczy przeszłe. Nie można sądzić, że tu i teraz zaczęła się cała prawda o życiu. W roztropności potrzebne jest przewidywanie (łac. prudencja). Roztropność to rozumienie współczesności. Orientowanie się w sprawach bieżących. To rozwaga w podejmowaniu decyzji i rozstrzygnięć. To liczenie się z konsekwencjami własnych decyzji. Roztropność to także wyczucie sytuacji i trafność w ocenie przypadków wyjątkowych, których nie da się przewidzieć żadnymi regułami. Roztropność ma dwa oblicza: 1. widzi obiektywną rzeczywistość 2. dba o urzeczywistnienie słusznie podjętych decyzji i jednocześnie urzeczywistnienie dobra. Aby być obiektywnym dziennikarzem trzeba być roztropnym w urzeczywistnianiu dobra. Człowiek roztropny posiada następujące cechy: rozumność bystrość wierną pamięć łatwą pojętność umiejętność przewidywania przezorność ostrożność wnikliwość intelektualną. Te 8 składników wymienia się w tradycji od starożytności (od Arystotelesa). Wierna pamięć i wnikliwość intelektualna są dla dziennikarza bezdyskusyjne! Wnikliwość intelektualna oznacza to, że człowiek szuka mechanizmu działania – pyta dlaczego? Co się dzieje? Dlaczego to się wydarzyło? Wady przeciwne roztropności: Są to: nieroztropność i lekkomyślność w ferowaniu ocen i podejmowaniu decyzji. Roztropnością wypaczoną jest przebiegłość i cwaniactwo. Dla dziennikarza przebiegłość może być pokusą zdobywania informacji, ale nie jest to roztropność. Nie zawsze jednak przebiegłość posuwa się do wyrządzenia krzywdy. Mimo to dla osiągnięcia nawet dobrych celów nie można stosować złych środków.
Sprawiedliwość Na czym polega cnota sprawiedliwości? Sprawiedliwość w odczuciu powszechnym odnosi się do rzeczy – „Oddać każdemu co mu się należy”. Nie jest to jednak podstawowa prawda o sprawiedliwości. Sprawiedliwość to właściwa relacja wobec drugiego człowieka!!! To chęć respektowania słusznych uprawnień i obowiązków. „Oddać każdemu co mu się należy”, tzn. być wobec niego sprawiedliwym. Podmiotem sprawiedliwości jest wola człowieka, która przejawia chęć respektowania słusznych uprawnień i obowiązków. Dziennikarz musi posiadać cnotę sprawiedliwości!!! Jego praca bowiem to relacja o ludziach i faktach. Bez sprawiedliwości nie można relacjonować uczciwie. Sprawiedliwość jest ważna w każdym zawodzie i w każdym zawodzie jest powinnością, lecz w zawodzie dziennikarskim jest niejako pierwszą powinnością. Ze sprawiedliwości wiążą się nie tylko interesy materialne, ale i dobra duchowe. Sprawiedliwość dla dziennikarza to przede wszystkim uszanowanie niezbywalnych praw każdego człowieka. To właśnie wyznacza dobre stosunki między ludźmi, a dla pojedynczego człowieka jest to gwarancja bezpieczeństwa i szansa rozwoju. Na straży praw człowieka stoi norma i cnota sprawiedliwości. Sprawiedliwość jest normą i cnota!!! Np. sprawa ks. Jankowskiego (mówi się po nazwisku, pokazuje się jego twarz, wszystko co do niego należy, a np. o przestępcach, mordercach mówi się anonimowo, np. Jan C. Tomasz W. Konstytucja 47 art. – “Każdy człowiek ma prawo do zachowania dobrego imienia”. Każdy dziennikarz musi to wiedzieć i przestrzegać. Sprawiedliwość w mediach jest naruszona zwłaszcza wobec katolików i Kościoła. Występowanie przeciwko podstawowym prawom jakiegokolwiek człowieka podważa kwalifikacje etyczne dziennikarza. Obowiązuje prawo dobrej sławy. Dziennikarz powinien odnosić się do faktów a nie do pomówień. Sprawiedliwość w zakresie mowy dotyka zagadnień prawdy i kłamstwa. Prawda jest dla dziennikarza zobowiązaniem pierwszym. Sprawiedliwość to także troska o zachowanie miary w zakresie sądzenia ludzi. Dziennikarza obowiązuje sąd sprawiedliwy. Przysłowiowa drzazga w oku”, Mt 17, 1-5. sprawiedliwość w myśli grecko – rzymskiej zajmowała miejsce naczelne w filozofii i w życiu. Była cnotą społeczną, widzianą w najwyższej cenie. W myśli chrześcijańskiej sprawiedliwość ma wspólne elementy z miłością. Podobnie jak miłość jest zabezpieczeniem dobra innego człowieka. Stoi na straży jego dobra, broni przed wyrządzeniem krzywdy. W tym mieści się istota powołania dziennikarza. Liczą się wyłącznie fakty obiektywne, nic innego.
Męstwo Męstwo jest to odwaga wobec przekazywania prawdy, odwaga przekonań, wypowiedzi i działań. Męstwo wymaga godności osoby ludzkiej. W życiu codziennym jest bronią ducha, oporem wobec nieprawdy, nieuczciwości i niesprawiedliwości. I jest przezwyciężeniem w sobie własnego lęku i strachu. Zadaniem dziennikarza jest być na froncie walki o prawdę i sprawiedliwość. Dlatego męstwo nie jest łatwe. Jest działaniem wbrew poczuciu bezpieczeństwa. Poczucie bezpieczeństwa należy do podstawowych potrzeb człowieka. Jest to więc przezwyciężanie siebie samego, które świadczy o godności człowieka. Męstwo jest cnotą konieczną. Jan Paweł II: „Człowiek jest wezwany do przerastania siebie w sobie samym”. To przerastanie siebie znaczy o właściwości rozwoju człowieka. Co ma wspólnego męstwo z etyką dziennikarska? Dziennikarz jest bardzo często wystawiony na próbę opanowania strachu. Zagrożenia mogą być różne. Mogą to być wady dotyczące konformistycznego (uleganie wpływom) przedstawienia rzeczywistości, mogą być groźby wywołujące strach, mogą być próby złamania człowieka przy pomocy podarków, obietnic, szantaży. Sytuacje takie mogą niekiedy pochodzić z własnego środowiska pracy, wówczas istnieje alternatywa: prawda albo groźba utraty pracy. Zagrożenia nie mogą spowodować działań nieetycznych u dziennikarza. Męstwo ma 2 postacie: Atak – ma miejsce, gdy wydaję się nam, że zagrażające zło możemy pokonać, wówczas podejmujemy atak. Wstrzymanie naporu – jest wtedy, gdy sądzimy, że zło przerasta nasze siły. Gasimy więc strach i trwamy w oporze.
Ostrożność, która stawia na spokój nie należy do istoty pracy dziennikarza. Zadaniem dziennikarza jest niekiedy wyzwolenie gniewu, by zaatakować niepewność czy nieuczciwość. Dziennikarz musi wyzwolić gniew, nie tylko własny, ale gniew społeczny przeciwko niesprawiedliwości. Wymaga to jednak męstwa odpowiedniego i cnoty roztropności. Zło często jest zakamuflowane a nawet przybiera pozory dobra. Wówczas atak mija się z celem. A jednak dziennikarz nie powinien milczeć i unikać konfrontacji. Męstwo powinno być roztropne. Musi iść w parze z dojrzałością i czynnością. Człowiek prawdziwie mężny jest rozumnie odważny. Dla racji bardzo ważnych dziennikarz winien zaryzykować nie tylko własny spokój ale i siebie. Cel musi być jednak prawdziwie godziwy i ważny, nie mogą to być korzyści materialne, ambicje czy chęć zaimponowania własną odwagą. Przeciwstawieniem męstwa jest tchórzostwo. Męczeństwo jest to najważniejszy akt męstwa w znaczeniu chrześcijańskim.
Umiarkowanie (tempero łac.) Poprzednie sprawności dotyczą relacji do ludzi. Umiarkowanie dotyczy nas samych. Jest to cnota trudna, współcześnie nie popularna, ale porządkuje życie człowieka. Sprawność ta daje człowiekowi umiejętność kierowania się nie tyle popędami i spontanicznością, lecz przede wszystkim racjami rozumu i wysiłkiem woli. Jest to cnota konieczna dla wszystkich, która uczy miary i równocześnie we wszystkich dziedzinach życia, w których dają znać o sobie uczucia pożądawcze (bycie nad innymi, do władzy – nie tylko chodzi o sex). Umiarkowanie oznacza uporządkowanie celów i dążeń człowieka. Jest to zwrócenie uwagi na cele doraźne i cel ostateczny człowieka. Dla dziennikarza celem doraźnym jest zdobycie nazwiska i rynku odbiorców. Celem ostatecznym jest to, co jest dla każdego wierzącego - życie wieczne, czyli zbawienie. Umiarkowanie jest cnotą rządzenia jakie człowiek winien mieć wobec siebie samego!!! Cel doraźny musi być podporządkowany celowi ostatecznemu. Czasem wymaga to heroizmu. Umiarkowanie oznacza umiar w standardzie życia i używania. Umiar w standardzie życia i używania jest wyznaczony poprzez czynności osobowe. Należy się wszystkim coś nie wg potrzeb ale wg wkładu i talentu. Umiarkowanie dziennikarza wobec współczesnych osiągnięć technik i kultury to używanie tego co niezbędne dla osiągnięcia dobrych rezultatów pracy. Ważne jest aby nie dać się pochłonąć żadnej niewoli, nawet niewoli postępu. Nieumiarkowanie jest nieetyczne. Każdy nadmiar obraca się przeciw człowiekowi godząc w niego! Wyrzeczenie związane z cnotą umiarkowania musi mieć cel i być racjonalne. Ma ono związek z wolnością i faktem używania rozumu, który podpowiada, że posiadaniu nie musi odpowiadać dobro obiektywne. „Solidarność” Niczego oprócz prawdy De mortuis nil nisi bene, czyli o zmarłych tylko dobrze albo wcale! Często przyjmuje się to zalecenie za istotę postawy chrześcijańskiej. Niesłusznie. W rozpowszechnionym współcześnie przekonaniu znana z łacińskiej formuły maksyma "de mortuis nil nisi bene" (w innej wersji "de mortuis aut nihil aut bene"), której sens sprowadza się do postulatu, aby w obliczu śmierci litościwie przemilczeć złe postępki zmarłego, to kwintesencja miłosiernej postawy wobec bliźnich, których ziemska wędrówka właśnie dobiegła kresu. I zarazem moralny wymóg wiążący sumienia wyznawców Chrystusa. Ale to nie całkiem tak. Przede wszystkim, szlachetnie brzmiąca rada, aby nie powtarzać złych rzeczy o zmarłych jest wcześniejsza niż chrześcijaństwo i pochodzi od któregoś z greckich mędrców z tzw. okresu przedfilozoficznego. Diogenes Laertios przypisuje ją Chilonowi ze Sparty (VI wiek przed Chrystusem), podczas gdy Plutarch upatruje jej autora w Solonie-ateńczyku (przełom VII i VI wieku p.n.e.). Takie pochodzenie maksymy nasuwa też inny sposób jej rozumienia. W starożytności kult przodków łączył się nieodmiennie z obawą przed duchami. Demonologia była mocno rozbudowana, a rozmaitym "larwom" i "upiorom" przypisywano spore możliwości szkodzenia ludziom. Zalecenie, by nie mówić źle o umarłych, mogło mieć zatem zwykły praktyczny i zdroworozsądkowy charakter. W domu i na agorze Cywilizacja łacińska - wsparta na racjonalizmie greckiej filozofii oraz rzymskim prawie i przeniknięta duchem chrześcijaństwa - inaczej uzasadnia powściągnięcie ludzkich języków w obliczu majestatu śmierci. Uważa się, że kres doczesnego życia niejako w naturalny sposób "przedawnia" spory i konflikty. Nie warto zatem zapamiętywać się w pretensjach, choćby i najbardziej zasadnych, bo żywienie złych emocji nikomu nie służy. A ostateczny bilans ludzkiej egzystencji, czyli decyzja: piekło/czyściec/niebo i tak pozostaje w gestii Najwyższego Sędziego. Ważny jest też wzgląd na najbliższych, którzy opłakują zmarłego. Nawet nasi krzywdziciele mają swe rodziny. Najbardziej cyniczni oprawcy okazywali nieraz ludzkie uczucia, a politycznym zbrodniarzom zdarzało się również przeprowadzać przez ulicę staruszki z sąsiedztwa. Dlatego wypominanie nagannych występków zmarłego czy formułowanie rygorystycznych ocen jego osoby jest, przynajmniej w czasie żałoby, po prostu niestosowne. I tak właśnie - jako kurtuazyjne przemilczenie niepochlebnej części prawdy o zmarłym - jest dziś rozumiana rada starych greckich mędrców. Demonstrowanie swych pretensji czy napraszanie się ze straszną niekiedy wiedzą wobec pogrążonej w żalu rodziny nie wchodzi raczej w grę. Wszakże z zastrzeżeniem, że zmarły jest osobą prywatną i mówimy o przestrzeni czy środowisku lokalnym. W przypadku osób publicznych - szczególnie tych, które pozostawiają po sobie mroczne dziedzictwo ludzkiej krzywdy - jest trochę inaczej. Jeśli rodzina Anatola Fejgina ma prawo w drukowanym w Gazecie Wyborczej nekrologu nazwać go "kochanym Mężem, Ojcem, Dziadkiem i Pradziadkiem", to trudno odebrać publicystom czy historykom prawo do przypomnienia pełniejszego obrazu tej okrutnej postaci (nawet zaraz po jej śmierci). Prawda was wyzwoli! Delikatność uczuć jest wciąż niewątpliwą zaletą, ale walorem wyższego rzędu - przynajmniej w naszej cywilizacji euroatlantyckiej - pozostaje jednak prawda. Zwłaszcza dla chrześcijanina, dla którego słowa Chrystusa o wyzwolicielskiej mocy prawdy (por. J 8, 32) stanowią zawsze aktualne, choć trudne wyzwanie. Oczywiście, pisana z dużej litery Prawda (o Bogu, świecie i człowieku) w ewangelicznym rozumieniu jest pojęciem szerszym niż arystotelejska "zasada zgodności myśli z rzeczywistością", ale również ją w sobie zawiera. I bynajmniej nie jest z nią sprzeczna. Jesteśmy przekonani, że należy dążyć do prawdy, choć nie w każdym przypadku należy ją (już rozpoznaną) bezwarunkowo wszystkim ujawniać. Bywają sytuacje, w których pełna wiedza o stanie rzeczy mogłaby szkodzić, gorszyć, a nawet deprawować. Ale podobnie demoralizujący, mylący czy szkodliwy wpływ może mieć ukrywanie faktycznego stanu rzeczy przed ludźmi, których to dotyczy. Dlatego trzeba rozważyć w sumieniu, jak ujawnienie (lub przemilczenie) prawdy wpłynie na losy konkretnego człowieka czy zbiorowości. Tak, prawdziwość wypowiedzi powinna być połączona z troską o dobro. Tzw. weredyczność, czyli walenie prosto z mostu lub dawanie brzytwą po oczach wcale nie jest chrześcijańską cnotą. Oprócz głoszonych treści liczy się bowiem także forma ich prezentacji. Ale nie znaczy to również, że każde pominięcie niewygodnych faktów lub surowych ocen jest wyrazem miłosierdzia, tak reklamowanego dziś przez zwolenników historycznej niepamięci. Przeciwnie, interesowność tych "przebaczliwych" widać gołym okiem. Zwłaszcza gdy swoim łatwo darują choćby zbrodnie, natomiast przeciwników sekują już za naruszenie kanonu politpoprawności. A może ujednolicić standardy? Przesada? Nic podobnego. Dylemat, czy mówić o zmarłych dobrze, czy raczej prawdziwie, był w polskich mediach rozstrzygany w tym roku na dwa sposoby. Śmierć pułkownika Kuklińskiego znów zaktywizowała środowiska, które w dochowaniu przysięgi "na wierność Związkowi Radzieckiemu" upatrują szczytów dostępnego Polakom patriotyzmu. Ponowiono dyskusję pod fałszującym sprawę hasłem "zdrajca czy bohater" (fałszującym, bo przeciwieństwem zdrajcy jest patriota, a przeciwieństwem bohatera - tchórz lub dekownik). Próbowano dyskredytować walory osobiste, pomniejszano strategiczne znaczenie zasług. Aż przykro wspominać. Ale już przypomnienie wątpliwych elementów biografii Czesława Miłosza czy drażliwych cytatów z jego twórczości zostało wręcz napiętnowane przez grupę krakowskich polonistów, Radę Etyki Mediów i Magdalenę Bajer osobiście. De mortuis... pohukiwano z wielu stron, nawet krytyczny wcześniej wobec Noblisty poeta Wojciech Wencel wykonał w Nowym Państwie piruet nadobowiązkowy w stronę autora "Trzech zim". No więc, jak będzie z tymi naszymi zmarłymi? Myślę tu tylko o postaciach znanych, ważnych dla opinii publicznej, dla narodu, myślę o osobach pretendujących do rangi autorytetów oraz miejsc w antologiach, encyklopediach i różnych przedsionkach sławy. Czy wolno wypomnieć im ewentualne niekonsekwencje, życiowe lub polityczne pomyłki, a niekiedy nawet zawinione i jawne zło? Wydaje się, że naszej zbiorowej samowiedzy lepiej od rady starych Greków przysłużyłaby się dyrektywa: o umarłych, tak jak i o żywych, niczego oprócz prawdy.
Pokora Ta cnota budzi liczne sprzeciwy. W czasach nowożytnych wystąpił przeciw niej Emmanuel Kant i ogłosił programową autonomię człowieka. Jego filozofia znalazła oddźwięk w wielu szkołach współczesnej etyki. W tak rozumianej autonomii człowieka nie mieści się pokora. Autonomia wg Kanta oznacza samowystarczalność człowieka. Pokora natomiast to uznanie darów i talentów a zarazem własnej ograniczoności. Jest to cnota chrześcijańska. Chrześcijaństwo oznacza przejęcie relacji Bóg – człowiek, człowiek – drugi człowiek. W tej relacji mieści się pokora, ponieważ ukazuje ona zależności. Dlaczego pokora powinna znaleźć się w etyce dziennikarskiej? Praca dziennikarza jest nieustannie wystawiana „na pokaz”. Każdy człowiek w swoim odruchu jest zdolny do samouwielbienia. Dziennikarz może mieć taką pokusę nawet w stopniu wyjątkowym. Dziennikarstwo to nieustanne „bycie na świeczniku”. Dziennikarstwo tworzy w jakiś sposób opinię, publiczność, gdyż pokazuje co jest ważne i jak należy. Stąd może wyrastać samozadowolenie jako odruch pychy, którą każdy człowiek musi kontrolować. Brak pokory prowadzi do izolacji od prawdy i od rzeczywistości (człowiek nie uznaje właściwego porządku, nie uznaje zależności od innych a tylko swoją autonomię). Aby człowiek uznał właściwy porządek – mechaniczny – rzeczywistości potrzebna jest pokora, jest to dobrowolne uznanie prawdy, że świat jest kreacją Boga a zarazem dziełem innych a nie wyobraźni dziennikarskiej. Jest to więc uznanie właściwej niewystarczalności i ograniczoności. Pokora nie jest pogardą dla siebie ale prawdą. Oznacza opanowanie chęci wywyższenia się ponad innymi i uznanie granic własnego ”Ja”. Jest pierwszym szlifem wyboru moralnego, nie pozwala na osądzanie innych dlatego jest ważną i konieczną umiejętnością w pisaniu i mówieniu. Kiedy człowiek widzi własną ograniczoność, mniej dziwi się ograniczonością innych. Pokora jest podwaliną całego życia moralnego i jako cnota chrześcijańska w szczególny sposób jest naśladowaniem Chrystusa, który sam siebie ukształtował na jej wzór (Mt11,29). Chrystus ukazuje, że właściwym źródłem pokory jest miłość. Wszelkie porównywanie siebie z innymi może prowadzić do wywyższania siebie. „Nie poszukujcie niczego w celu wynoszenia się jedni ponad drugich, nie gońcie za próżną chwałą, lecz z całą pokorą uważajcie innych za lepszych od was samych” (Flp2,3) Pokora to wdzięczna świadomość za otrzymane od Boga dary. Chrześcijanin musi zdawać sobie sprawę ze swoich talentów. Talenty stanowią jednak nie tyle wartości co zadania.
Tego też nie jestem pewna, ale może się przyda.
19. Operari sequitur esse
· Zgodnie z starą filozoficzną zasadą operari sequitur esse, o naturze danego bytu możemy wnioskować na podstawie sposobu, w jaki byt ten się objawia. W przypadku człowieka możemy mówić o specyficznym dla niego dynamizmie.
· Karol Wojtyła w pracy Osoba i czyn zauważa, żę w człowieku mamy do czynienia z dwoma rodzajami dynamizmów: a) w człowieku coś się dzieje (actus hominis); b) człowiek działa (actus humanus)
· Actus hominis – (uczynnienie) to dynamizm charakterystyczne dla ludzkiego ciała. Mówimy wówczas, coś we mnie się dzieje. Np. bijące serce, metabolizm, dynamika uczuć, podział komórek, trawienie itd. Analiza tych dynamizmów z pewnością dostarcza nam dużo wiedzy na temat człowieka (biologia, medycyna, etc.). Nie mniej nie jest ona pierwszorzędnie interesująca dla etyka. W dużej mierze dynamizmy te są wspólne człowiekowi i innym zwierzętom, które na miano osoby nie zasługują.
· Drugim rodzajem dynamizmu ludzkiego jest actus humanus, działanie specyficznie ludzkie (chociaż ta specyficzność jest względna – można sobie bowiem wyobrazić istoty innego gatunku, z innej planety, które również mogą posiadać zdolność do tego rodzaju działania. Stąd zamiast ludzkie specyficzne cechy lepiej mówić cechy osobowe, zamiast człowiek mówić - osoba)
To specyficznie osobowe działanie identyfikujemy w sobie, gdy mówimy ja działam. W introspekcji akt typu „ja działam” ściśle utożsamiamy z aktem wynikającym z naszej decyzji.
1.2. Czyn (świadome i dobrowolne działanie)
· Typowo osobowe działanie ściśle związane z decyzją (wynikające z naszej decyzji) Wojtyła określa mianem czynu. Introspekcyjna analiza czynu prowadzi do wniosku, że charakterystycznymi cechami czynu są świadomość i sprawczość.
· Podczas gdy mogę nie być świadomy swojego metabolizmu, pracy białek katalizujących procesy życiowe w moim organizmie, w trakcie spełniania czynu jestem świadomy swojego działania;
· Ponadto jestem świadomy, że to ja działam, że to ja wysiłkiem swojej woli sprawiam stany rzeczy, poruszam swoim ciałem, swoimi myślami, itd.
· analizując oba te aspekty ludzkiego czynu jesteśmy w stanie, zgodnie z zasadą operare sequitur esse, określić dwie istotne dla człowieka (osoby) cechy: świadomość, sprawczość
1.3. Świadomość
· analizując swoje czyny, kierujemy naszą uwagę na fakt, że moment decyzji i cały proces czynu jest obecny w polu świadomości.
· Świadomość - swoiste lustro w którym odbijane treści (odzwierciedlające zewnętrzny świat, jak i same przeżycia wewnętrzne) stają się jakby wewnętrzną własnością świadomego człowieka.
· Mowa o „wewnętrznej własności” jest tutaj uzasadniona tym, że treści świadomości są przeżywane (w introspekcji) jako własne, lub przynajmniej jako uchwycone na „własnym terenie”, u siebie „we wnętrzu.”
· To z kolei pozwala nam uchwycić siebie jako swoistą „wsobność” (byt posiadający wnętrze, nie puste ale stanowiące najbardziej istotną część mnie). Tę wewnętrzność identyfikujemy z przeżyciem siebie w postaci „ja.” „Ja” to ktoś a nie „coś”. „Coś” jest (wydaje się) wewnętrznie puste, nie mające tego rodzaju wnętrza (wsobności).
1.4. Sprawczość
· analiza czynu, szczególnie momentu decyzji, pozwala nam odkryć jeszcze jedną istotną cechę człowieka, jego sprawczość.
· Momentowi decyzji towarzyszy przeżycie, że to „ja” decyduję, dalej, ze to ja sprawiam cały ciąg zdarzeń (eksperyment myślowy: podnieś i opuść rękę). Podejmując działanie, nie doświadczam, że jestem jedynie elementem łańcucha przyczynowo skutkowego, porwanym przez reakcję chemiczną, ale że to „ja” ten łańcuch rozpoczynam.
· Wojtyła to doświadczenie opisuje słowami „mogę, nie muszę”
1.5. Osoba jako wsobny, samopanujący i samoposiadający byt
Na podstawie introspekcyjnej analizy czynu (świadomości, sprawczości) można wstępnie uchwycić siebie jako wsobny (posiadający świadome wewnętrzne życie) byt, który sam sobą dysponuje (cechuje się wolnością). Taki sposób istnienia w literaturze filozoficzne jest określany mianem istnienia osobowego. Zatem: jestem osobą.
|